Dzisiaj chciałabym opowiedzieć historię prawie jak z filmu... tylko ten film nadal trwa... Poranek jak co dzień, nic nadzwyczajnego, pobudka, szybki prysznic, ubieram się, budzę dzieci, histeria syna, wybieramy ubrania, histeria syna, ubieram dzieci, histeria syna, zakładamy buty, kurtki, ufff... wsiadamy do auta, histeria córki, jedziemy. W końcu docieramy na miejsce. Najpierw odprowadzam syna. I tu zaczyna się cała historia, właśnie w przedszkolu. Czekam aż młody się przebierze, gdzieś mi mignął kokonek... nie wiem kto, nie wiem jak, ale każdy szczegół tej kokonkowej chusty zapamiętałam. Myślę sobie, ale cudna i mchem robiona i te chwosty fajne, te koraliki. Młody wyrwał mnie z zamyślenia i poszliśmy do sali. Wracam przez szatnie, jeszcze chusta nie wyszła, więc spojżałam jeszcze raz. No ja, kokonkomaniaczka nawet nie zagadałam, nie pomacałam, wstyd!!! Trudno, było minęło... Po jakimś czasie, jeszcze tego samego dnia weszłam na FB, zobaczyć co w koknkach piszczy i co ja "p
Szydełko, druty, włóczki