Ucząc się szydełkować nie wiedziałam, czy to polubię, czy będę umiała zrobić więcej niż prostokąt 😱 Nie inwestowałam więc w dobre włóczki, żeby nie było mi żal jak coś pójdzie nie tak. Kupiłam jedno szydełko i włóczkę akrylową. Powoli, małymi kroczkami i po jakimś czasie zachciałam czegoś więcej. Coraz lepszych włóczek, piękniejszych i bardziej miękkich. Zachciało mi się też czegoś więcej niż koce i maskotki. Zapragnęłam pierwszej kolorowej, pięknej chusty. Niestety nie powstała ona z naszych rodzimych włóczek, a z niemieckiej, nie mniej pięknej, ale jednak drogiej. Dlatego też szukałam dalej i znalazłam. Objawienie. Mój grom z jasnego nieba. Możliwe do kupienia w Polsce. KOKONKI. Jak je odnalazłam, tak się z nimi nie rozstaję. Chcę więcej i więcej. Wdarły się w moje życie i już ich nie wypuszczę.
Są miłe w robieniu szydełkiem. Na druty się jeszcze nie odważyłam, ale jeden motek już czeka. Cudownie kolorowe z możliwością wybrania i skomponowania motka z własnych kolorów. Obsługa najlepsza na świecie, dopieści nawet najdziwniejsze gusta, pomoże zrealizować najbardziej szalony projekt. Ja zawsze korzystam z opcji własnego wyboru kolorów, chociaż mam też dwa sprezentowane motki, których nie skomponowałam. Kocham te 50% bawełny i 50% akrylu miłością wielką 💕i nie umiem się im oprzeć. Jedyne co niektórzy mogą uznać za problem, a co dla mnie nie ma żadnego znaczenia przy szydełku, to ich nieskręcone nitki.
W tym momencie na "tapecie" mam jeden motek (zdjęcie), akurat jeden z tych, które dostałam. Mikołaj miał dobry gust, bo to motek z kolorów, które uwielbiam (klik) 😁
P.S. W innym poście będzie można popatrzeć co i z którego kokonka powstało.
Komentarze
Prześlij komentarz